wtorek, 9 lutego 2016

Turecka zupa jogurtowa

Coś na kształt naszego białego barszczu. Różni się jednak smakiem, aromatem, konsystencją i wyglądem. Poza tym kubek w kubek takie samo

Dziś napiszę Wam o zupie jogurtowej. Któregoś dnia, podczas naszej wyprawy do Kapadocji trochę przypadkiem wyszlismy z Doliny Gołębi ( to bardzo długa dolina z licznymi rozgałęzieniami) w miejscu, gdzie turyści raczej zazwyczaj się nie zapuszczają. Rzecz w oznakowaniu, które jest raczej symboliczne albo nie ma go wcale. W każdym razie wyszliśmy na zwyczajna turecką wioskę a nie miasteczko jak z folderu dla zagranicznych turystów. Miejscowi własnie kończyli zaganiać bydło do zagród, dzwonki na karkach dorodnych byków i krów wypełniały powietrze niesamowitą muzyką. Dym z opalanych drzewem pieców mieszał się z zimnym wieczornym powietrzem. Mieszkańcy wioski popatrzeli na nas jak na nocne zjawy; zastąpili nam drogę i na migi pokazali, że skoro już tam jesteśmy to powinniśmy z nimi zjeść. Wycieczka dała nam mocno w kość więc niespecjalnie mieliśmy siły czy ochotę prostestować, tym bardziej, że Turcy pokazali stary landrover i obiecali (chyba... nie znali ani słowa po angielsku a my nie znaliśmy ani tureckiego ani niemieckiego, którego pojedyncze słowa wplatali) że nas potem odwiozą.
W chacie, do której nas zaprowadzili na glinianej polepie leżały wzorzyste kilimy w intensywnych kolorach, ściany były nagie, pobielone, ich monotonnię przełamywały tylko wypolerowane do połysku miedziane kociołki i inne kuchenne utensylia. Tak, oni po domach nadal używają miedzianych naczyń, w niczym nie przypominających modnych i drogich dezajnerskich wyrobów. My odkrywamy ( jeżeli nas stać) miedź w kuchni ponownie, oni nigdy jej nie porzucili.W rogu chaty leżało kilka spklątanych koców, które już po chwili chroniły nas od wieczornego chłodu. Parująca waza zupy jogurtowej stała na skraju paleniska. Pośrodku izby był niski drewniany stół, gospodarz postawił na nim sagan z zupą i rozdał drewniane łyżki. Jedliśmy wszyscy z jednego kotła, żeby nie ochlapać stołu pod łyżkę podkładalismy owalne płaskie chlebki pitta.
Ta zupa rozgrzewa dosłownie i w przenośni, ilekroć robię ją w Rembertowie przypomina mi tamten wieczór. Wówczas, w Turcji jadłem ją jeszcze dwa razy, za każdym razem była przyrządzona nieco inaczej.
Będziesz potrzebować:

1,5 litra dobrego rosołu o intensywnym smaku
10-12 deko bulguru (wersja polecana), kuskusu lub ryżu
Niecały litr jogurtu naturalnego (dowolny, byle bez zagęstników)
3 łyżki stołowe mąki pszennej albo kukurydzianej
2 żółtka jaj kurzych
Pół litra chłodnej wody
Sól do smaku
2 -3 łyżki stołowe masła
suszona mięta albo szałwia, ewentualnie kolendra (ziele, nie ziarno)

Zupa jest prosta ale bardzo wrazliwa na jakość użytego rosołu. O moich eksperymentach w tej dziedzinie napisze później; dość, że to ma byc naprawdę solidny rosół; i to solidny kurą lub mięsem a nie włoszczyzną.Choć normalnie nie polecam, jeżeli nie jesteście pewni efektu, dajcie trochę przyprawy do zup, umami akurat w tym wypadku sprawdza się idealnie.
Zatem mamy rosół, ugotowany i jeszcze wrzący. Wrzucamy bulgur, ryż albo kuskus i gotujemy przez czas indywidualnie dopasowany do rodzaju zagęstnika. Moim zdaniem ryż wychodzi tu najsłabiej, w Turcji jest jednak popularny w tym zastosowaniu. Bugur można pięknie i szybko podgotować al dente i to jest najlepsza kombinacja.
Kiedy rosół z bulgurem dochodzi, mieszamy jogurt z żółtkami i mąką, najlepiej mikserem. Kiedy mieszanina jest jednolita, dodajemy wodę, stopniowo, cały czas mieszając. wyłaczamy pod rosołem. Kiedy choć trochę ostygnie zaczynamy wlewać jogurt; najlepiej przez sitko, minimalizujemy ryzyko powstania kluch. Wlewając mieszamy mikserem. Po wlaniu całości, dodajemy sól do smaku i podgrzewamy do bulgotania na najmniejszym ogniu. Ma tak pochodzić przez jakieś 10 minut, żeby się przegryzło.
Topimy masło na małym gazie i dodajemy miętę, szałwię lub kolendrę, grzejemy do pierwszych trzasków. Wrzucamy do zupy, mieszamy i gotowe. Podawać wyłącznie na gorąco.
Kto się odchudza niech wrzuca zioła bezpośrednio do zupy, bez podsmażania w maśle.

Zupę można odgrzewać kilka razy. Lubi gęstnieć, można dodawać troche wody ale ja wolę rozbić mikserem.